Śladami Powstania Wielkopolskiego

NA ŻNIN NACIERANO DWUKROTNIE

Miasto leżące w dolinie na przesmyku między jeziorami ma istotne położenie strategiczne. Dowiodły tego wydarzenia Powstania Wielkopolskiego, gdy Żnin był dwukrotnie zdobywany przez polskie oddziały. Choć wydarzenia te stanowiły element szerszych działań mających na celu osiągnięcie linii Noteci, były jednak na tyle interesujące, że omówimy je tu oddzielnie.

W końcu 1918 r. sytuacja w mieście nad Gąsawką była podobna jak w innych rejonach Wielkopolski zamieszkanych przez polską większość. W listopadzie powstała tutaj Rada Robotniczo-Żołnierska pod kierownictwem przemysłowca Kazimierza Rychlewskiego, byłego porucznika armii niemieckiej. Czterech członków tej rady utworzyło 13 listopada tajny Komitet Obywatelski, który zajął się konkretnymi przygotowaniami do przepędzenia Niemców. Ukonstytuowała się też Powiatowa Rada Ludowa i wyznaczyła na wojskowego komendanta powiatu podporucznika Tadeusza Lerchenfelda, właściciela majątku w pobliskiej Chomiąży Szlacheckiej. Rozpoczęto organizowanie oddziałów Straży Ludowej, gromadzono broń, przygotowywano przejęcie władzy. Po wybuchu powstania podporucznik Lerchenfeld pojechał do Poznania i 30 grudnia przywiózł stamtąd istotne wzmocnienie dla tworzonych oddziałów – 150 karabinów i dwa lekkie karabiny maszynowe. Sytuacja stawała się napięta, a niemiecka Dyrekcja Poczt już w meldunku z ostatniego dnia 1918 r. wymieniała pocztę żnińską jako zajętą przez Polaków (co chyba było nieprawdą).

W mieście stacjonował dość silny garnizon niemiecki: dwie kompanie 55. pułku piechoty, pół szwadronu kawalerii oraz bateria artylerii, której udało się ujść z pola bitwy pod Zdziechową i teraz zajęła stanowiska w Górze (wówczas wsi, dziś wschodnim przedmieściu), nomen omen górującej nad Żninem. Mimo to powstańcy przygotowywali uderzenie, a termin jego rozpoczęcia wyznaczono na 31 grudnia, godzinę 23. Jednym z elementów planu był huczny bal sylwestrowy w miejscowym hotelu, na który zaproszono wszystkich oficerów niemieckich, a żeby nie wzbudzać podejrzeń, uczestniczyli w nim także najbardziej znani żnińscy Polacy. Przed wieczorem nadszedł jednak z kwatery Lerchenfelda (na plebanii w Cerekwicy, odległej od Żnina o 6 km) rozkaz odwołujący atak – prawdopodobnie chodziło o wzmocnienie około 100-osobowego oddziału szturmowego spodziewanymi posiłkami z Janowca i Gniezna.

Natarcie przeprowadzono wczesnym rankiem w Nowy Rok. Powstańcy wkroczyli od zachodu ulicą noszącą dziś nazwę 1 Stycznia; na tę chwilę oczekiwał w mieście oddział porucznika Kazimierza Rychlewskiego, który zablokował ul. Kościelną (obecnie 700-lecia). W tej sytuacji Niemcy, pozbawieni śpiących po sylwestrowej nocy oficerów, musieli uciekać ul. Śniadeckich do pl. Działowego, a następnie w bród przez Gąsawkę. Przeprawiających się żołnierzy zauważył pełniący służbę na moście 27-letni Władysław Lewandowski i z granatem w ręce pobiegł w tę stronę pod osłoną nadbrzeżnych krzewów. Niestety, został zabity – prawdopodobnie strzałem w plecy, który padł z drugiego piętra kamienicy przy ul. 700-lecia 12. Imieniem pierwszego poległego powstańca nazwano wiodącą obok ulicę, a upamiętniająca go tablica, zerwana przez hitlerowców w 1939 r., przeleżała całą okupację ukryta za szafą pancerną w gmachu niemieckiego magistratu i po wyzwoleniu powróciła na miejsce. Równoległa ulica nosi imię Kazimierza Rychlewskiego, gdyż mieszkał przy niej jeden z głównych organizatorów powstania na tym terenie (stracony w 1942 r. w obozie w Mauthausen).

W południe, gdy jeszcze słychać było pojedyncze strzały, na gotyckiej wieży ratuszowej zawisła biało-czerwona flaga. Funkcję komendanta Żnina objął porucznik Rychlewski. Miasto było jednak zagrożone ze strony niemieckiej, więc dla wzmocnienia szczupłych miejscowych sił przybyły tu oddziały z Wrześni i Strzałkowa oraz kawalerzyści z Gniezna. Musieli oni 5 stycznia odpierać pod Sobiejuchami atak 60 Niemców, nacierających pod osłoną dwóch dział od strony Szubina. Powstańcy, którymi dowodził odważny sierżant Marceli Cieślicki, zmusili wówczas napastników do odwrotu. Aby usunąć zagrożenie, zaplanowano na 8 stycznia większe uderzenie na Szubin, lecz zakończyło się ono niepowodzeniem (patrz następny rozdział). Dowództwo uznało, że nie można załogi Żnina narażać na niebezpieczeństwo (w razie ataku z dwóch stron z przesmyku między jeziorami nie byłoby gdzie uciekać) i nakazało opuszczenie miasta. Grenzschutz powrócił tu 10 stycznia wieczorem, witany owacyjnie na dworcu przez miejscowych Niemców.

W tym czasie dowództwo frontu północnego rozpoczęło przygotowania do szerszej ofensywy w celu odzyskania linii Noteci i zabezpieczenia się od strony Bydgoszczy. Żnin w tych planach zajmował ważne miejsce, gdyż było to najdalej na południe wysunięte miasto spośród zajętych przez Niemców, którzy zagrażali Gnieznu. Z posiadanych sił wydzielono dwie grupy, które miały nacierać od strony wschodniej i zachodniej. Pierwszą dowodził sierżant Marceli Cieślicki, a drugą – kapitan Jan Tomaszewski (jak później wspominał, mapy do sporządzenia planu akcji nie dostał ze sztabu, lecz kupił ją w jednej z gnieźnieńskich księgarni). Miasta broniło około 300 Niemców, uzbrojonych w działo, dwa miotacze min i 12 karabinów maszynowych. Siły polskie były znacznie większe (grupa kapitana Tomaszewskiego liczyła 730 osób, sierżant Cieślicki miał zaś pod sobą 330 powstańców) i rozrastały się w trakcie trwania akcji, lecz praktycznie nie miały ze sobą łączności.

Uderzenie na Żnin, skoordynowane z innymi akcjami na tym froncie, nastąpiło 11 stycznia. Grupa zachodnia, mająca główną kwaterę w Damasławku, nacierała z trzech stron: z południowego zachodu przez Bożejewice, szosą od strony Sarbinowa oraz z północnego zachodu od strony Jaroszewa, i zatrzymała się na wysokości pierwszych zabudowań na przedmieściach. Grupa uderzająca od wschodu zajęła pozycje w rejonie Rydlewa, Podgórzyna i Góry. Ona też zaatakowała pierwsza około godziny 10 szeroką tyralierą, rozciągającą się od Jeziora Małego Żnińskiego po wieś Górę. Po silnym ostrzale i ciężkich walkach powstańcom udało się opanować cukrownię i dotrzeć w rejon stacji kolejowej. Przeciwnik bronił się w warsztatach kolei wąskotorowej i wzdłuż niewysokiego nasypu tej kolei na południe od cmentarza.

W południe ruszył energiczny atak od strony zachodniej i miasto zostałoby szybko opanowane, z Szubina jednak nadeszły niemieckie posiłki w postaci pociągu pancernego i 80 żołnierzy. Z wielkim trudem przedarli się oni przez polskie pozycje w rejonie dawnego folwarku należącego do probostwa. W takiej sytuacji oba szturmy powstańców zostały zatrzymane i Niemcy próbowali przejść do ofensywy. Najintensywniejsza walka trwała o jeden z budynków naprzeciwko nastawni kolejowej, z której powstańcy prowadzili silny ostrzał; gdy nie pomogło kilkakrotne wrzucanie do środka granatów, Niemcy wzięli dom szturmem i pokonali Polaków w walce wręcz. Załamał się atak na lewym skrzydle, prowadzony na terenie mokradeł, a dowodzący grupą sierżant Cieślicki został ciężko ranny. Około godziny 17 powstańcy zostali odrzuceni na pozycje wyjściowe w rejon Podgórzyna. Po zachodniej stronie miasta polski opór był skuteczniejszy; m.in. dla uniemożliwienia wycofania się pociągu pancernego rozkręcono tor kolejowy.

Kapitan Tomaszewski zamierzał przeprowadzić szturm na miasto o godzinie 2 w nocy, ale otrzymał ze sztabu przebywającego w dworze w Srebrnej Górze rozkaz zaprzestania wszelkich działań ofensywnych. Tymczasem wysłany po północy patrol przyniósł wiadomość, że Niemcy niespodziewanie wycofali się – uciekli polami między Jaroszewem a Sarbinowem i Sulinowem. Było to spowodowane zarówno obawą przed ponowieniem szturmu z dwóch stron, jak i niepomyślnym rozwojem sytuacji na froncie nadnoteckim (tego dnia Polacy odzyskali Szubin). Pozostał jedynie „zapomniany” posterunek na dworcu, który szybko rozbrojono.

Rano 12 stycznia wkroczyły do Żnina polskie oddziały, ale nie zakończyło to walk. Z domów zamieszkanych przez Niemców co rusz padały strzały; pojawiły się też niesforne polskie grupy pozbawione dowództwa, które zaczęły rabunki (a było o co walczyć – na przykład w urzędzie pocztowym zabezpieczono około 750 tys. marek). Opanowanie sytuacji zajęło trochę czasu. Urzędnikom niemieckim dodano polskich kontrolerów, przecięto też linię telefoniczną, którą można było wezwać nieprzyjacielskie posiłki.

W trakcie walk o Żnin poległo 32 powstańców. Piętnastu z nich oraz wspomniany wcześniej Władysław Lewandowski zostało pochowanych na cmentarzu przy ul. Gnieźnieńskiej – we wspólnej mogile na końcu głównej alejki. Innym miejscem pamięci jest płyta na tyłach zabudowań dawnego folwarku probostwa (dojście od ul. Mickiewicza) – w listopadzie 1939 r. hitlerowcy rozstrzelali tu około 40 uczestników Powstania Wielkopolskiego.

Z przebiegiem akcji w Żninie ściśle związane były wydarzenia w odległym o 17 km Łabiszynie. Miasto to zostało opanowane 6 stycznia przez oddział powstańców przybyły ze Żnina, który pomógł w zorganizowaniu polskich władz. Po dwóch dniach, w wyniku klęski pod Szubinem, Łabiszyn bez walki oddano Grenzschutzowi. Oddziały powstańcze zostały skoncentrowane na południowy wschód od miasta, w rejonie wsi Kania i Mamlicz; 11 stycznia zaatakował je pluton Grenzschutzu. Jeszcze tego samego dnia 172 powstańców z Barcina, Kruszwicy i Pakości ruszyło do natarcia na około 100-osobową załogę niemiecką w Łabiszynie. Doszli na południowy kraniec miasta i tu się rozdzielili, by okrążyć zabudowania. Sygnałem do rozpoczęcia akcji miały być strzały oddziału wyznaczonego do obsadzenia odcinka wysuniętego najbardziej na północ. Przy współpracy miejscowej ludności koncentryczny, równocześnie przeprowadzony atak spowodował kapitulację Niemców. Miasto było potem ważnym punktem oparcia dla oddziałów atakujących Rynarzewo (patrz następny rozdział). Dziś w lasku przy wyjeździe z Łabiszyna w kierunku Bydgoszczy znajduje się pomnik ku czci powstańców.

 

Powiązane informacje