Śladami Powstania Wielkopolskiego

O LINIĘ NOTECI

W polskich planach ważnym elementem sytuacji militarnej stało się osiągnięcie linii Noteci w celu zabezpieczenia się przed silnym garnizonem stacjonującym w Bydgoszczy, a także stworzenia dogodnej sytuacji wyjściowej do planowanego na później oswobodzenia tego miasta. Za kluczowy element tych zamierzeń uznano opanowanie Szubina – miasta odległego o 25 km od Bydgoszczy, połączonego z nią szosą i linią kolejową.

Pierwszą akcją w tym rejonie było oswobodzenie Kcyni. W noc sylwestrową na miasto to uderzyli miejscowi powstańcy, wzmocnieni oddziałami z Gołańczy i Czeszewa, którymi dowodził komendant Gołańczy, podporucznik Włodzimierz Kowalski. Upamiętniono ten fakt tablicą na ścianie kcyńskiego dworca kolejowego – gdzie rozegrały się najważniejsze wydarzenia: Polacy zaatakowali żołnierzy niemieckich szykujących się akurat do odjazdu. Po stracie trzech zabitych i kilkunastu rannych zostali oni rozbrojeni, a następnie odesłani do Nakła. W Kcyni pozostał pociąg wojskowy z 90 karabinami, 5 cekaemami, granatami i amunicją.

W Nowy Rok wolność uzyskało kilka dalszych miejscowości, m.in. Żnin i Nakło (patrz s. ## i ##). Następnego dnia po południu powstańcy w Szubinie zażądali opuszczenia miasta przez stacjonujące tu dwa plutony Grenzschutzu. Niemcy odeszli na północny wschód do pobliskiego lasu, a Szubin obsadziła grupa podporucznika Edmunda Bembnisty. Niestety, oddział niemiecki jeszcze przed północą wkroczył z powrotem do miasta, zupełnie zaskakując powstańców, którzy stracili przy tym jednego poległego. Nieprzyjaciel zyskał w ten sposób dogodną pozycję; przekonano się o tym wkrótce podczas bojów o Żnin (patrz poprzedni rozdział).

Dowództwo uznało odzyskanie Szubina za sprawę pierwszoplanową i na 8 stycznia zaplanowało szeroko pomyślane uderzenie z trzech kierunków. Od strony Żnina nacierał miejscowy oddział pod dowództwem Marcelego Cieślińskiego, od wschodu – oddział wrzesiński Władysława Wiewiórowskiego, od zachodu – oddziały kcyński i gnieźnieński; razem około 550 ludzi. Załogę miasta stanowiło około 380 Niemców, uzbrojonych w cztery karabiny maszynowe i dwa działa. Wyznaczoną na godzinę 8 akcję podjęły tylko grupy zachodnia i południowa, kiepsko uzbrojone i słabo zdyscyplinowane. Gdy natrafiły na silną obronę nieprzyjaciela, cofnęły się. Lepiej zorganizowany oddział wrzesiński przybył z opóźnieniem, gdy szturm nie miał już szans powodzenia, kiedy więc mimo wszystko zaatakowano leżącą z tej strony miasta stację kolejową, ogień z dobrze przygotowanych stanowisk obrońców powalił wielu powstańców. Do opanowania Szubina nie doszło, a straty Polaków okazały się znaczne: 23 zabitych, 20 rannych i 92 wziętych do niewoli. Wśród nich był też Władysław Wiewiórowski (w cywilu nadleśniczy z Miłosławia), który choć ranny, został pobity kolbami i zmarł pięć dni później, pozbawiony opieki (!) w szpitalu w Bydgoszczy. Niemcy nie mieli wystarczających sił, by ścigać pokonanych, ale wobec istniejącego zagrożenia dowództwo polskie nakazało opuszczenie Żnina i Łabiszyna.

Kolejna akcja zaczepna została zaplanowana o wiele staranniej i miała szeroki zasięg. W ramach przygotowań do niej m.in. spalono most pod Białośliwiem (patrz s. ##), opanowano most koło Osieka i uszkodzono most kolejowy między Kcynią i Nakłem. Do dyspozycji podpułkownika Kazimierza Grudzielskiego, który był dowódcą okręgu w Gnieźnie, postawiono dodatkowo 700 piechurów i 100 kawalerzystów, sześć dział oraz jednostki zaplecza. Uderzenie miało być przeprowadzone 11 stycznia, jednocześnie na Żnin (patrz poprzedni rozdział), Szubin i Łabiszyn.

Plan ataku na Szubin opracowano odmiennie od poprzedniego. Główna grupa, licząca 783 powstańców wyposażonych w osiem cekaemów oraz cztery działa i mająca zrealizować zasadnicze zadania, przeszła z Kcyni przez Suchoręcz, Słonawy i Grzeczną Pannę, a następnie pod osłoną lasów zajęła pozycje na północ od miasta, odcinając Niemców od ewentualnej pomocy z Nakła. Dowodził nią podporucznik Stanisław Śliwiński. Oddziały osłonowe, złożone z piechoty, kawalerii, saperów i cekaemistów (łącznie około 400 ludzi), podeszły wielkim łukiem jeszcze dalej, w rejon Kołaczkowa i Czarnego Zdroju, mając za zadanie osłanianie głównego natarcia i odcięcie połączenia z Bydgoszczą. Po drodze stoczono potyczkę, w wyniku której wyparto Niemców z Samoklęsk Małych. Trzecia, najmniejsza grupa z okolic Pińska uderzała na szosę kcyńską w rejonie wsi Wolwark. Dowództwo przebywało w Kcyni, a koordynujący natarcie szef sztabu – w Pińsku.

Początek akcji wyznaczono na godzinę 13, a o jej powodzeniu zadecydował uparcie prowadzony szturm piechoty, która musiała krwawo walczyć o poszczególne obiekty. Na stację kolejową uderzono na końcu, z udziałem oddziału odwodowego. Do Niemców dotarły dwa pociągi ze wsparciem, ale osłona polska na długi czas zatrzymała w Kołaczkowie pociąg pancerny i kiedy przybył on wreszcie do Szubina, nie mógł już skutecznie włączyć się do walki. O godzinie 21 miasto było wolne. Utracono 29 rannych i 26 zabitych; część z nich spoczywa w zbiorowej mogile na miejscowym cmentarzu przy ul. Nakielskiej (częściowo zniszczony nagrobek pozostawiono jako dowód barbarzyństwa hitlerowców). Aby definitywnie zabezpieczyć się przed niemieckimi pociągami, następnego dnia powstańcy wysadzili w Kołaczkowie tor kolejowy na długości 90 metrów.

Sukcesy odniesione w Szubinie, Żninie i Łabiszynie stwarzały dobrą sytuację wyjściową do rozszerzenia powstania na Pomorze, ale do rozwinięcia ofensywy brakowało Polakom wystarczających sił. W miarę możliwości przeprowadzano jednak różne operacje. Jedna z nich to zajęcie Rynarzewa, wówczas miasteczka, położonego w miejscu, gdzie Noteć podpływa najbliżej Bydgoszczy (15 km). Po przegranej pod Szubinem Niemcy opuścili je w popłochu, zabierając do obozu dla internowanych 112 mieszkańców miasta. Dnia 14 stycznia powstańcy prowadzeni przez porucznika Zygmunta Kittla po krótkiej wymianie ognia wkroczyli do Rynarzewa, a następnie opanowali oba mosty przez rzekę i uchwycili przyczółek we wsi Zamość. Dla zabezpieczenia się przed atakiem z pociągu zerwano tor kolejowy między tutejszą stacją a mostem przez rzekę. Miejscowość tę jeszcze wielokrotnie Niemcy potem atakowali. Próbowali oni m.in. 23 stycznia oskrzydlić Rynarzewo od południa, lecz po sforsowaniu Noteci pod Rudami zostali z ciężkimi stratami wyparci na pozycje wyjściowe.

Po kilku dniach względnego spokoju nieprzyjaciel przystąpił w końcu stycznia do natarcia, i to na całym odcinku – od Łabiszyna do Nakła. Podobno spowodowała to przede wszystkim kiepska sytuacja żywnościowa Bydgoszczy (później tę operację nazywano „ofensywą maślaną”). Niemcy skierowali do walki ponad 3 tys. żołnierzy, artylerię i pociągi pancerne. Wielkości sił polskich nie możemy się dziś doliczyć, ale prawdopodobnie były trzy razy mniejsze od niemieckich, wyposażenie zaś w broń i amunicję wielokrotnie gorsze.

Najpierw walki rozgrywały się w rejonie Kcyni. Kompania kłecka zajęła 26 stycznia Gromadno, a nazajutrz Kowalewko i Ludwikowo, lecz wkrótce została zaatakowana przez silniejszy oddział niemiecki z Nakła. W dniach 27-31 stycznia walki toczono pod Kowalewkiem, Gromadnem i Nową Wsią Notecką, a w ich wyniku powstańcy musieli cofnąć się do Kcyni. Dnia 30 stycznia doszło do pierwszej potyczki pod Szczepicami. Niemcy naprawili widocznie most przez Noteć, skoro wysłali w tę stronę pociąg pancerny, lecz po kilkugodzinnej wymianie ognia został on zmuszony do odwrotu. Kolejne szturmy wzmocnionymi oddziałami na Kcynię 1 i 2 lutego zostały pod Szczepicami odparte przez Polaków, którzy również uzyskali posiłki. Dwa bataliony Grenzschutzu zaatakowały Kcynię 3 lutego, lecz po ciężkich walkach i one musiały się wycofać, pozostawiając sprzęt i uzbrojenie (m.in. sześć armat). Starcia trwały tu dłużej, ale ani powstańcom nie udało się dostać do Paterka i Noteci, ani Niemcy nie byli w stanie zdobyć Kcyni. Dziś walki w tym rejonie przypomina głaz na skraju lasu po wschodniej stronie szosy Kcynia–Nakło.

Główne uderzenie nastąpiło 1 lutego na Rynarzewo. Niemcom dość łatwo udało się sforsować Noteć i zająć miasteczko, a następnie w pogoni za powstańcami dotrzeć aż do Szubina. Było to bardzo niekorzystne, gdyż groziło przerwaniem frontu. W takiej sytuacji dowództwo powstańcze zdecydowało się na zręczny manewr natarcia na Rynarzewo z boku, od strony Łabiszyna, co miałoby zagrozić odcięciem niemieckim oddziałom w Szubinie. Przeprowadzony 2 lutego atak nie powiódł się z powodu silnego oporu przeciwnika. Udało się go pokonać dopiero następnego dnia, a w trakcie walk Rynarzewo trzykrotnie przechodziło z rąk do rąk. Niemcy musieli wycofać się z Szubina, po dalszych zaś starciach powstańcy obsadzili ostatecznie Rynarzewo 5 lutego. Tego dnia walczono także o stację kolejową Rynarzewo i wieś Zamość, położone na prawym brzegu Noteci, zmuszając nieprzyjaciela do wycofania się do Bydgoszczy. Osiągnięto w ten sposób stan sprzed ofensywy, w związku z czym nieskuteczny niemiecki dowódca został usunięty ze stanowiska.

Dalsze ataki Grenzschutzu na Rynarzewo, wspierane pociągiem pancernym, stawały się bardzo groźne, wszystkie jednak zostały odparte. Z Poznania ściągnięto saperów, aby unieszkodliwili ów pociąg, który zazwyczaj około godziny 9 i 15 wyruszał na trasę i ostrzeliwał miejscowości zajęte przez powstańców (zwłaszcza Rynarzewo, Rudy i Florentowo). Pod osłoną nocy saperzy założyli odpowiednią minę, a ochotnicy naprawili nawet tor, aby wciągnąć pociąg w pułapkę. Niestety, 14 lutego wysłany przodem niemiecki patrol pieszy odkrył minę i przeciął przewody, a pociąg bez przeszkód przejechał tam i z powrotem.

Następnym razem powstańcy byli ostrożniejsi. Nie likwidując starej miny, założyli 18 lutego nową, lepiej zamaskowaną; w dodatku ślady pokrył świeżo spadły śnieg i czujki nie odkryły podstępu. Nieznany nam dziś z nazwiska ochotnik (później zginął) ukrył się w zaroślach zaledwie 100 m od ładunku, aby tym skuteczniej go zdetonować. Najprawdopodobniej nie wytrzymał napięcia nerwowego i spowodował detonację miny w czasie przejazdu pociągu, tak że dwa wagony pozostały poza utworzonym wskutek wybuchu lejem.

Pociąg został unieruchomiony, ale przyjechało nim 400 Niemców i jeszcze przez dwie godziny Polacy musieli z nimi walczyć. W czasie jednego ze szturmów, pociągając swoim przykładem innych, poległ zasłużony podczas opanowywania Gniezna Mariusz Wachtel. Ostatecznie szalę zwycięstwa przechyliła na polską stronę artyleria, którą pośpiesznie ściągnięto z Łabiszyna. Już trzeci pocisk trafił w cel i spowodował ucieczkę Niemców do pobliskiego lasu. W ręce Polaków dostało się sześć wagonów, działo kalibru 38 mm i 11 karabinów maszynowych. Niestety, 15 powstańców zginęło, a 25 zostało rannych. Z trudem przeprowadzono pociąg przez uszkodzone odcinki torów i nadwerężony most na Noteci, ale po wyremontowaniu go w Wągrowcu i ochrzczeniu imieniem „Danuta” dobrze przysłużył się on szczupłym siłom powstańczym. Przy szosie koło Zamościa, nieopodal miejsca, gdzie zdobyto ów pociąg (teraz ta linia jest nieczynna), wznosi się dziś pomnik. Pogrzeb poległych w ostatnim starciu pod Rynarzewem stał się w Gnieźnie wielką manifestacją narodową, a gen. Dowbor-Muśnicki stawiał dzielnych saperów za wzór innym powstańcom.

Mimo wejścia w życie rozejmu drobne potyczki zdarzały się tu nadal; m.in. 19 czerwca 1919 r. Niemcy atakowali Rynarzewo, a 24 czerwca – wieś Brzózki. Spokój zapewniło dopiero wycofanie się Niemców na początku następnego roku, kiedy wszedł w życie traktat wersalski.

Przebiegający przez teren walk między Szubinem a Rynarzewem niebieski szlak turystyczny nosi imię Ignacego Mielżyńskiego (1871-1938), hrabiego-porucznika, pochodzącego ze znanej wielkopolskiej rodziny ziemiańskiej. Był dyplomowanym oficerem jazdy, a do powstania zgłosił się jako zwykły ochotnik. Brał udział w akcji pod Zdziechową, potem został szefem sztabu jednego z odcinków nadnoteckich, by w końcu objąć dowództwo frontu od Jeżewa po Rynarzewo. W czasie starć pod tą drugą miejscowością parokrotnie osobistym męstwem przyczynił się do uratowania trudnej sytuacji. Później zasiadał w komisji wytyczającej zachodnią granicę Polski.

 

Powiązane informacje