Kulisy Powstania Wielkopolskiego

Wielkie Księstwo Poznańskie: Polacy, Niemcy, pruska polityka 1815-1914

Przemysław Matusik

Wybierz Strony

Przełom lat 50. i 60. oznaczał ponowną aktywizację polskiego ruchu, czego pierwszym symptomem było powstanie w 1857 roku Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Istotnym, ogólnopolskim jej impulsem były wydarzenia w Królestwie Polskim, a zwłaszcza tzw. rewolucja moralna, którą zainicjowały tragiczne wydarzenia 27 stycznia 1861 roku, gdy w trakcie demonstracji w Warszawie z rąk Rosjan zginęło pięciu polskich patriotów. Narodowo-religijne demonstracje objęły także Poznańskie, co więcej patriotyczne emocje wyraziły się także na płaszczyźnie organizacyjnej, by wspomnieć powstałe w 1861 roku w Poznaniu Centralne Towarzystwo Gospodarcze, odpowiednik warszawskiego Towarzystwa Rolniczego, które w następnych dziesięcioleciach miało pozostać główną formą aktywności polskiego ziemiaństwa. Po wybuchu powstania do Królestwa znów pospieszyli Poznańczycy, przez pierwsze miesiące Poznańskie było też istotnym zapleczem ruchu powstańczego, choć było to przedmiotem gorącego sporu dzielącego miejscowe elity, z których część wypowiedziała się przeciw niemającemu szans powodzenia zrywowi. Jak się okazało, to ci ostatni mieli rację, bezwzględne stłumienie przez Rosjan powstania styczniowego, największa polska klęska XIX wieku, było ogromnym ciosem także dla Poznańczyków. Jak pisał „Dziennik Poznański”, „Jesteśmy w położeniu gospodarza, któremu ogień zniszczył gumna, grad wybił zboże, pomór zabrał inwentarz” (nr 230, 8.10.1865). A jednak to właśnie w połowie lat 60. wcześniejszy ruch pracy organicznej nie tylko się odrodził, ale i zintensyfikował, co wyrażało się w powstawaniu szeregu organizacji, takich jak choćby spółki zarobkowe, towarzystwa przemysłowe czy kółka rolnicze, mających w następnych dziesięcioleciach odegrać kluczową rolę w polskiej aktywności narodowej.

W tym samym czasie przybył jednak Polakom groźny przeciwnik, który stanie się wręcz symbolem antypolskiej polityki państwa pruskiego w drugiej połowie XIX wieku. Był nim jeden z największych polityków europejskich tej doby, główny architekt zjednoczenia Niemiec – Otto von Bismarck, który w 1862 roku objął urząd premiera państwa pruskiego. Bismarck, uchodzący długo za polityka nieobliczalnego i dlatego niezbyt poważnie traktowany, już u zarania swej kariery, w 1848 roku, wyraził swe jednoznacznie negatywne stanowisko wobec sprawy polskiej. Junkier z krwi i kości z niekłamaną pogardą traktował wcześniejsze poparcie mieszczańskich liberałów dla Polaków, uznając to za przejaw ich politycznej głupoty. Z żelaznym realizmem wskazywał, iż odbudowa państwa polskiego musi spowodować, iż Polacy upomną się nie tylko o swe znajdujące się w pruskich rękach terytoria, stanowiące istotny geopolityczny składnik integralności państwa pruskiego, ale nawet o Prusy Wschodnie i Pomorze. Uważał więc, iż powstanie niepodległej Polski pozostaje w strukturalnej sprzeczności z pruskimi/niemieckimi interesami państwowymi. Już jako premier z niepokojem przyglądał się rozwojowi sytuacji w Królestwie Polskim, zwłaszcza reformom Aleksandra Wielopolskiego, widząc w nich istotne zagrożenie, z ulgą więc przyjął wybuch powstania styczniowego i natychmiast – 8 lutego 1863 roku – doprowadził do zawarcia z Rosją skierowanej przeciw polskiemu ruchowi tzw. konwencji Alvenslebena. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż sytuacja w zaborze rosyjskim miała dla polityki polskiej Berlina kluczowe znaczenie, wzmocnienie pozycji Polaków w państwie rosyjskim uniemożliwiało stosowanie ostrzejszego kursu względem ich pobratymców w Prusach, bo utwierdziłoby to ich odśrodkowe dążenia i rzuciło niejako w objęcia Rosji. W tej sytuacji brutalne stłumienie powstania i przyjęcie przez Petersburg zdecydowanie antypolskiego kursu było dla Berlina zielonym światłem, pozwalającym na podjęcie środków zmierzających do marginalizacji polskiej społeczności. Swego rodzaju manifestem politycznym Bismarcka w sprawie polskiej była wygłoszona 18 marca 1867 roku mowa – będąca odpowiedzią na głos polskiego deputowanego, Kazimierza Kantaka – w parlamencie powołanego po zwycięstwie nad Austrią w 1866 roku Związku Północnoniemieckiego. Tu znów poszło o przynależność Poznańskiego do tego Związku, przeciw czemu – tradycyjnie – zaprotestował Kantak. Bismarck zakwestionował prawo poznańskiego deputowanego do wypowiadania się w imieniu Polaków, podkreślając, że został on wybrany przez pruskich poddanych do niemieckiego ciała parlamentarnego. Przede wszystkim jednak dokonał swego rodzaju dekonstrukcji pojęcia narodu polskiego, przez co Kantak rozumiał 17 milionów ludzi zamieszkujących obszar Rzeczypospolitej z 1772 roku. Bismarck zwrócił uwagę, iż cały obszar dawnej wschodniej Polski zamieszkany jest w większości przez ludność ruską, prawosławną, której bliżej do rosyjskiej władzy niż do polskiego szlachcica, będącego – jego zdaniem – „jednym z najbardziej reakcyjnych stworzeń, które kiedykolwiek Bóg powołał do istnienia”. Już samo to redukowało liczbę etnicznych Polaków do 6,5 miliona, z czego jednak większość stanowili chłopi, podobnie jak ich ruscy pobratymcy nienawidzący polskiej szlachty i lojalni wobec władzy, czego dowodem była krwawa rabacja galicyjska 1846 roku oraz wielkopolskie wydarzenia Wiosny Ludów, gdy – zdaniem Bismarcka – ruch polski poparli tylko robotnicy rolni, a chłopi właściciele trzymali się od niego z daleka. Istotnym argumentem była także lojalna postawa polskich żołnierzy chłopskiego w większości pochodzenia w czasie prowadzonych przez Prusy wojen z Danią i Austrią. Problem polski redukował się tym samym do niewielkiej grupy szlacheckich wichrzycieli i wspierającego ich duchowieństwa, negatywnie oddziałującego na w gruncie rzeczy lojalne i zadowolone z pruskich rządów masy polskich chłopów. Te wyraziste poglądy, reprezentatywne jak się wydaje dla pruskich elit, znalazły swój wyraz w kolejnych fazach pruskiej polityki wobec Polaków, jakie zostały podjęte w następnych dziesięcioleciach.

Pierwszym jej etapem była rozpoczęta po zjednoczeniu Rzeszy polityka Kulturkampfu, skierowana przeciw Kościołowi katolickiemu i politycznemu katolicyzmowi w Niemczech, ale mająca także swój wyraźny polski aspekt. Pierwszym krokiem był tzw. paragraf kazalnicy, pozwalający karać duchownych za kazania uznane przez władzę za wrogie porządkowi prawnemu, z kolei tzw. prawa majowe 1873 roku podporządkowywały kształcenie kleryków państwowemu nadzorowi oraz dawały władzy decydujący głos w sprawie obsady stanowisk duchownych i to łącznie z proboszczowskimi. W Księstwie poszły za tym także ustawy eliminujące język polski z nauczania gimnazjalnego, w tym nauczania religii, oraz wprowadzające niemczyznę jako język wykładowy także w szkołach ludowych, które poddano nadzorowi państwa odbierając tę prerogatywę Kościołowi. Zdecydowanie przeciwstawił się temu arcybiskup gnieźnieński i poznański Mieczysław Ledóchowski, uwięziony w lutym 1874 roku, a po dwóch latach wydalony poza granice Prus. Do więzienia trafiło także wielu duchownych, niepodporządkowujących się zarządzeniom władzy, uczestniczących w tajnym zarządzie archidiecezjami i nielegalnej działalności duszpasterskiej, w co zaangażowana była konspiracyjna grupa młodych księży, tzw. „braciszków”.

W połowie lat 80. widać już było, że Bismarckowska polityka Kulturkampfu poniosła klęskę, ani nie doprowadziła bowiem do podporządkowania Kościoła państwu, ani do ograniczenia wpływów katolickiej partii Centrum, co skłoniło kanclerza Rzeszy do wycofania się chyłkiem z jej głównych założeń i zawarcia kompromisu ze Stolicą Apostolską. Jednym z elementów odwracania uwagi od tej kwestii było rozpoczęcie nowej fazy polityki germanizacyjnej, która – z krótkim interludium na rządy kanclerza Leo Capriviego w latach 1890-1894 – miała być konsekwentnie realizowana aż do I wojny światowej. Jej początkiem były w 1885 roku tzw. rugi pruskie, wydalenie z terytorium państwa pruskiego ok. 30 tysięcy zamieszkujących je osób nieposiadających jego obywatelstwa, z czego 2/3 stanowili Polacy, resztę zaś Żydzi, poddani rosyjscy i austriaccy. Był to pierwszy krok w polityce zmierzającej do zahamowania niekorzystnych z punktu widzenia Berlina zjawisk na wschodnich obszarach Niemiec, skąd odpływało na zachód coraz więcej Niemców i Żydów (tzw. „Ostflucht” – „ucieczka ze wschodu”), zwiększał się natomiast odsetek ludności polskiej. Jeśli bowiem w 1871 roku Polacy stanowili 61% mieszkańców prowincji, to w 1910 było ich już niemal 65% z łącznej liczby 2 100 tysięcy osób zamieszkujących Poznańskie. Poza tym i wbrew gromkim zapewnieniom pruskich polityków o przywiązaniu polskiego ludu do monarchii Hohenzollernów Polacy bynajmniej nie ulegali „prusyfikacji” i nie zatracali swej narodowej odrębności. Przeciwdziałać miało temu powołanie w 1886 roku Królewskiej Komisji Osadniczej (Königlich Preuβische Ansiedlungskommission für Westpreuβen und Posen), organu państwowego z siedzibą w Poznaniu, działającego na terenie prowincji poznańskiej oraz zachodniopruskiej, która w przybliżeniu obejmowała dzisiejsze Pomorze Gdańskie. Dzięki ogromnym dotacjom państwowym, które do końca 1912 roku wyniosły niemal 800 milionów marek, Komisja miała wykupywać majątki ziemskie, zwłaszcza polskie, by osiedlać na nich w zwartych grupach niemieckich osadników. Warto zwrócić uwagę, że po raz pierwszy pruskie ustawodawstwo zastosowało sprzeciwiającą się idei państwa prawa i jawnie dyskryminacyjną zasadę wspierania ze środków budżetowych wyłącznie Niemców, co finansowano przecież z podatków płaconych także przez Polaków. Istotne było uzasadnienie tego stanu rzeczy, wskazywano mianowicie na zacofanie prowincji wschodnich w stosunku do pozostałych części państwa pruskiego, co miało pozostawać w związku z polską na tych obszarach (przynajmniej w Księstwie) przewagą demograficzną i co można było zmienić jedynie przez osadzanie Niemców, naturalnych nosicieli wyższej cywilizacji. Ta „Hebungspolitik” – polityka „podniesienia” prowincji wschodnich, znalazła swój wyraz także w przekształceniu Poznania, stolicy prowincji, w cesarskie miasto rezydencjonalne, w którym wybudowano reprezentacyjną dzielnicę cesarską z dominującym nad nią monumentalnym zamkiem – siedzibą Wilhelma II. Jeden ze wzniesionych tam gmachów przeznaczono dla Komisji Osadniczej, symbolu nowej polityki wobec prowincji wschodnich. Mimo milionów marek wpadających w worek bez dna, jakim okazał się budżet Komisji Osadniczej, jej działalność nie była zadowalająca, co skutkowało następnymi regulacjami prawnymi. W 1904 roku nowelizacja ustawy o Komisji Osadniczej oddawała prawo do wydawania zgody na budowę domu na nowo nabytej ziemi do arbitralnego rozstrzygnięcia władzom administracyjnym; odmowa, jaka spotkała chłopa Michała Drzymałę, sprawiła, iż zamieszkał on w wozie cyrkowym, co stało się znaną w całej Europie demonstracją sprzeciwu wobec dyskryminacyjnej pruskiej polityki. Z kolei w 1908 roku uchwalono ustawę wywłaszczeniową, pozwalającą na przymusowy wykup przez państwo podupadłych polskich majątków, co spotkało się z powszechnym potępieniem jako naruszenie prawa własności, jednego z fundamentów nowoczesnej cywilizacji. Obok walki o ziemię państwo niemieckie dążyło do dalszej eliminacji języka polskiego z przestrzeni publicznej. W 1901 roku likwidacja ostatniej enklawy polszczyzny w szkole, modlitwy w języku polskim, doprowadziła do strajku dzieci w szkole we Wrześni, który rozlał się następnie na całe Księstwo; następna fala strajków szkolnych miała miejsce w 1906 roku. W 1908 roku z kolei wprowadzono tzw. ustawę kagańcową, która – poza wiecami wyborczymi– zakazywała używania języka polskiego na zebraniach polskich organizacji w gminach, w których Polacy stanowili mniej niż 60% mieszkańców. Na to nakładały się rozliczne ograniczenia i szykany administracyjne, jakim podlegała polska aktywność na każdym niemal polu; gdy okazało się, że polski profesor powstałego w Poznaniu nowego Gimnazjum Augusty Wiktorii przechowuje swe oszczędności w polskim banku, uznano to za nielicujące z postawą pruskiego urzędnika i zażądano przeniesienia ich do banku niemieckiego. Polityka Berlina prowadziła więc do swoistej prywatyzacji polskości, wyrugowanej doszczętnie z przestrzeni publicznej i zamkniętej w ograniczanym różnymi sposobami polskim rezerwacie. Wsparcia tym działaniom udzielał powstały w 1894 roku Niemiecki Związek Marchii Wschodniej (Deutscher Ostmarkenverein), zwany od nazwisk trzech założycieli Hakatą, nacjonalistyczna organizacja mobilizująca zbiorowość niemiecką do walki z polskim niebezpieczeństwem. Jednocześnie szerzono stereotyp polskiego nieudacznictwa, kulturowej drugorzędności, rozpitego chłopstwa, uprawiającego z ambony politykę duchowieństwa, szlachty przegrywającej w karty lub ruletkę swe majątki. Gdy 28 stycznia 1886 roku Bismarck, uzasadniając potrzebę uchwalenia ustawy o Komisji Kolonizacyjnej, stwierdził złośliwie, że niemieckie państwo pozwoli polskiej szlachcie uwolnić się od męczących ją obowiązków i przenieść się do Monako, gdzie – w tamtejszych kasynach – czuje się najlepiej, polską odpowiedzią był wybity na pierwszej stronie „Dziennika Poznańskiego” tytuł „Nie pójdziemy do Monaco” (nr 28, 5.02.1886).

Wybierz Strony

Powiązane informacje