Kulisy Powstania Wielkopolskiego

Praca organiczna drogą do Powstania Wielkopolskiego 1918-1919 i niepodległości Polski

Witold Molik

Wybierz Strony

Wśród badaczy XIX wieku od dawna toczy się spór wokół historycznej roli pracy organicznej. Czym ona była: jedną z dróg wiodących do niepodległości Polski bądź tylko drogą do ocalenia i przetrwania polskości w okresie narodowej niewoli? W Dziejach Polski Michał Bobrzyński w 1929 roku pisał: „Dążył naród polski do niepodległości dwoma drogami, drogą powstań orężnych i drogą pracy organicznej”. Pogląd ten konsekwentnie odrzucał Witold Jakóbczyk, najbardziej zasłużony badacz pracy organicznej. W wydanym w 1951 roku pierwszym tomie Studiów nad dziejami Wielkopolski w XIX wieku konkludował, że polityka pracy organicznej była „[…] programem raczej defensywnym i nie wiodła do niepodległości […]. Ona tylko ułatwiała zachowanie narodowości i przekształcanie się polskiego społeczeństwa feudalnego na kapitalistyczne […]”. W ostatnich swych pracach (opublikowanych w latach osiemdziesiątych XX wieku) również podkreślał, że praca organiczna w sytuacji Wielkopolski w znacznym stopniu przyczyniła się do przetrwania i ocalenia polskiej narodowości. Twierdził, że nie maksymalizuje jej historycznego znaczenia. Stefan Kieniewicz, który w swoich publikacjach z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia zajmował podobne stanowisko, później zmienił swoja optykę. W artykule Utrata państwowości i drogi jej odzyskania pisał, że w XIX stuleciu brane były pod uwagę różne drogi mające prowadzić do niepodległości. W dalszych swoich rozważaniach wyróżnił osiem najbardziej typowych koncepcji i sposobów działania, w tym pracę organiczną.

Kategoryczne rozstrzyganie opisanego sporu w odniesieniu do całego okresu niewoli narodowej nie wydaje się potrzebne i uzasadnione. Należy jednak podkreślić, że część organiczników kierowała się dalekosiężnymi celami. Podejmując różne inicjatywy zakładała, że zmodernizują i przygotują one stopniowo społeczeństwo polskie do walki o niepodległość ojczyzny, gdy nadejdzie stosowna chwila. Świadczy o tym m.in. poufny list z 1851 roku Gustawa Potworowskiego, czołowego przedstawiciela obozu organicznikowskiego w Poznańskiem, do ziemianina Wojciecha Lipskiego, w którym czytamy: „Jakiekolwiek nastąpią wypadki, z jakich bądź powodów wyniknie dla nas sposobność do czynu trzeba, aby ta oczekiwana chwila zastała nas przygotowanych, aby nas nie zaskoczyła w materialnym i moralnym odrętwieniu. Powtarzam albowiem, gdy chwila naszego oswobodzenia nadejdzie […] wszyscy, bez względu na dawne zamiłowania, pójdziemy tam, gdzie powiewać będzie sztandar naszego wyzwolenia z okiem wlepionym w Polskę, z sercem bijącym dla Polski, z bronią walczącą za Polskę”.

Określenia „roboty organiczne” użył po raz pierwszy Jan Koźmian w 1848 roku. W opublikowanym wówczas na łamach „Przeglądu Poznańskiego” artykule o wydarzeniach Wiosny Ludów w Poznańskiem pisał: „[…] od Polaków zależy chwilę zmartwychwstania Ojczyzny przyśpieszyć albo opóźnić; droga wszystkich cnót, miłości do wszystkiego, co krajowe, droga sposobów godziwych, wspólności, poświęcenia i robót organicznych [podkr. – W.M.], czynności i wytrwałości prowadzi do Polski”. Nieco później Marceli Motty w swym wspomnieniu o Karolu Marcinkowskim stwierdzał, że poznański lekarz ,,[…] wskazał nam konieczność zespolenia sił pojedynczych, słabych w siłę zbiorową potężną, wskazał nam konieczność ciągłej organicznej pracy [podkr. – W.M.] nad dźwiganiem narodowości naszej, niezbędność wspólnego środka dla rozproszonych kółek narodowego życia”. Można więc powiedzieć, że termin „praca organiczna” zadomowił się w poznańskiej publicystyce w dobie Wiosny Ludów. Potem poszedł jednak w zapomnienie. Ponownie pojawił się w poznańskiej prasie po klęsce powstania styczniowego, w propagandzie zachęcającej do upowszechniania różnych form samopomocy narodowej, rozbudowywania sieci towarzystw przemysłowych, spółek oszczędnościowo-pożyczkowych, chłopskich kółek rolniczych, biblioteczek parafialnych, kół śpiewaczych itd. Jeden z anonimowych korespondentów stwierdzał w 1868 roku na łamach „Dziennika Poznańskiego”: „Dzisiaj, kiedy istnienie naszego żywiołu zagrożone, kiedy nam przy dalszej nieopatrzności z czasem na materiale narodowym ludności tutejszej zabraknąć by mogło, trzeba instytucji, trzeba prac organicznych, trzeba wielkiego warsztatu moralno-narodowego, który by funkcjonując trwale, zastępował ubytek ludzi, a którego potrójnym zadaniem [jest – dop. W.M.] wydobywać z dolnych warstw narodu pierwiastki nikłe lub znikające w wyższych, szerzyć oświatę narodową […] i pomnażać dobrobyt narodowy”. W prasie poznańskiej następnych dwóch dziesięcioleci termin prace organiczne był w częstym użyciu nie tylko w artykułach wstępnych i problemowych, lecz także w listach i korespondencjach nadsyłanych przez czytelników.

Od odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku pojęciem „praca organiczna” badacze posługiwali i posługują się dość dowolnie, nie mówiąc już o publicystach i politykach uważających się za uprawnionych do wypowiadania się na ten temat. Szeroką jego formułę zaproponował Stefan Kieniewicz. Uznał on mianowicie „pojęcie to za dogodny i pojemny worek”, do którego można wrzucić wszystkie formy indywidualnej i zbiorowej aktywności niepolitycznej, „z tego czy innego tytułu” pożyteczne dla kraju, „a więc ulepszanie rolnictwa i zakładanie przedsiębiorstw, banków i spółek akcyjnych, kółka rolnicze, zrzeszenia spółdzielcze, chóry amatorskie i kluby sportowe, szerzenie oświaty, legalne, półlegalne i nielegalne: organizacje naukowe i kulturalne”. Już od dłuższego czasu większość badaczy godzi się z faktem, że praca organiczna obejmuje modernizację gospodarki i wszelkie formy szerzenia oświaty. „Czy więc – jak trafnie konstatuje Marek Czapliński – nie powinniśmy widzieć tak zwanej pracy organicznej” jako nieodłącznej części, w dodatku nie tak bardzo różniących się od stosowanych kiedy indziej, odwiecznych działań zmierzających do prawdziwej europeizacji (bynajmniej nie w sensie forsowania kosmopolityzmu i zatracania świadomości narodowej!) oraz modernizacji Polski.

Strategia organicznikowska – jak trafnie zauważył Przemysław Matusik – „nie wynikała z jakichś wyrafinowanych ideologii czy teorii społecznych. Jej zasady formułowano w różnych miejscach i w różnych okresach dziejów porozbiorowej Polski; od Stanisława Staszica i twórców warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, po pozytywistów w drugiej połowie XIX wieku”. Największe piętno odcisnęła i największą rolę praca organiczna odegrała jednakże w dziejach Wielkopolski pod panowaniem pruskim, walnie przyczyniając się do uformowania się odrębnego etosu Wielkopolan. Zdaniem Stanisława Filipowicza program poznańskich organiczników był ofensywnym, a nie defensywnym programem walki i ekspansji z wiarą w mobilizującą siłę polskości. Wykorzystując tę siłę, społeczeństwo polskie miało stopniowo modernizować się, stawać społeczeństwem nowoczesnym, opartym na żelaznej dyscyplinie celów narodowych, zdolnym w sprzyjających okolicznościach „wybić się na niepodległość”. Organiczników przeciwstawiano i przeciwstawia się nierzadko romantykom i insurgentom. W rzeczywistości historycznej zaboru pruskiego obie postawy: romantyczno-insurekcyjna i organicznikowska, nie były sobie przeciwstawne i często wraz ze zmianą sytuacji występowały u tych samych osób. Wielu organiczników w okresie młodości dając upust swemu entuzjazmowi lub odpowiadając na apel cieszących się autorytetem przywódców, angażowało się czynnie w powstaniach i ruchu konspiracyjnym (np. tajnych organizacjach uczniowskich, studenckich).

Wybierz Strony

Powiązane informacje